Operacja Wuhan



[Data operacji]: 27 października 2019 [Miejsce lądowania]: Światowe Igrzyska Wojskowe, Wuhan, Chiny [Cel]: dać z siebie wszystko 💪💪💪

Wyjazd do Chin z całą sportową reprezentacją Wojska Polskiego przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Wszystko robiło wrażenie: uroczyste pożegnanie na lotnisku, wspaniała ceremonia otwarcia Światowych Igrzysk Wojskowych, następnie wszystkie po kolei wydarzenia sportowe i w końcu, najważniejszy dla mnie, start – w triathlonie 🙂

Triathlon był rozgrywany ostatniego dnia Igrzysk, co oznaczało dla mnie i koleżanek z drużyny ponad tygodniowe oczekiwanie na start. Utrzymywanie skupienia kiedy kolejni zawodnicy świętowali sukcesy w swoich dyscyplinach było nie lada wyzwaniem. Dla większości był to ostatni start sezonu, więc każdy miał powód do świętowania, nie tylko medaliści 😉 Trudno 🤷🏼‍♀️, trzeba to było zaakceptować i w czasie startu robić swoje.

Z drugiej strony dzięki takiemu a nie innemu ułożeniu kalendarza startów udało się wygospodarować parę godzin na zwiedzanie. Odwiedziliśmy więc najsłynniejsze miejsce w okolicy Wuhan, czyli Yellow Crane Tower – wieżę o wysokości ponad 50 m wzniesioną na wzgórzu w zakolu rzeki Jangcy. Jej charakterystycznym elementem jest wielospadowy dach pokryty ponad 100 tys. żółtych dachówek oraz czerwone filary podtrzymujące stropy. Muszę przyznać, że zrobiła na mnie wrażenie 😊

Po obejrzeniu wieży przeszliśmy się typową, jak nam się wydawało, chińską uliczką z mieszaniną sklepów z odzieżą, zabawkami i kosmetykami, piekarniami, barami i lokalami usługowymi… z których usług raczej wolałabym nigdy nie korzystać 😉 Wydawało się, że z każdym krokiem w głąb tej dzielnicy było coraz więcej biedy, witryn sklepowych zabitych deskami, śmieci, ludzi siedzących bez celu na ulicy. Nikt nie był nam w stanie wskazać drogi do stacji metra. Jednak już po przejściu około 200 m, po minięciu kolejnego skrzyżowania wyrosły przed nami wielkie wieżowce, biurowce, hotele i… przeogromna stacja metra 🤷🏼‍♀️ Kontrast to za mało powiedziane…

Same Igrzyska Wojskowe też były zorganizowane z rozmachem: cała logistyka, obsługa – wszystko po to, żebyśmy czuli się jak najlepiej. Cały czas czuło się jednak jakieś drugie dno: osoby z obsługi były bardzo pomocne, ale widać było, że panuje wśród nich żelazna dyscyplina a nawet strach, nie mogły one wykonywać żadnych innych czynności niż te, do których zostali przydzieleni 🤦🏼‍♀️

Z zasłyszanych informacji wynika, że budowa efektownej wioski olimpijskiej była poprzedzona wysiedleniem istniejącej tam uprzednio wioski. Rozmach jaki mają Chińczycy jest przeogromny… pod każdym względem, również sportowym. Nie było konkurencji, w której nie mieliby miejsc na podium i oczywiście wygrali klasyfikację medalowa. Jednocześnie raz po raz pojawiały się kontrowersje dotyczące uczciwości chińskich zawodników. Zdarzyły się nawet dyskwalifikacje, jak ta w biegu na orientację, w którym ekipa gospodarzy radziła sobie świetnie… bez mapy. Mimo wszystko cieszę się, że mogłam to wszystko zobaczyć z bliska.

Mój start, klasyczna olimpijka z draftingiem, był jednym z trudniejszych w mojej karierze, o ile nie najtrudniejszym. Z roku na rok w szeregi armii na całym świecie wstępuje coraz więcej zawodników ścigających się regularnie na cywilnych zawodach międzynarodowych, przez co poziom rywalizacji na Igrzyskach Wojskowych idzie ciągle w górę. Dlatego do tego startu przygotowywałam się maksymalnie wykorzystując swoje możliwości. Trzy tygodnie spędzone w Sierra Nevada bezpośrednio przed Igrzyskami uzbroiły mnie nie tylko w sile, ale i wiarę 🙂

Praca nad dyspozycją fizyczną szła w parze z przygotowaniem mentalnym, które jest dla mnie równie ważne. I tutaj chciałabym serdecznie podziękować Sebastianowi Cieślakowi, psychologowi, z którym zaczęłam pracę po powrocie do sportu po kontuzji – bez tej pracy nie dałabym rady tak płynnie tego wszystkiego przejść 🙌🏼 Dziękuję również Michałowi Dąbskiemu, który zawsze wie kiedy i co napisać by podtrzymać ducha walki 💪🏼

Do wyścigu podchodziłam więc wiedząc ile przepracowałam i na co mnie stać, odpowiednio zmotywowana i spokojna. Najmocniej czułam się w konkurencji pływackiej, w której, patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, wypadłam… najsłabiej. Po wyjściu z wody do zasadniczej grupy miałam stratę zaledwie 12 sekund. Zaledwie i aż 12 sekund, bo taka to już jest uroda dystansu olimpijskiego, ale nie uprzedzajmy faktów…

Wiedziałam, że początek wyścigu i walka na pierwszej boi będą decydujące – byłam przygotowana na tę walkę. Ale to, co tam się działo… regularna bitwa. Przepłynęły po mnie dwie, trzy, a może i więcej zawodniczek. Próbowałam uciec spod tego ostrzału, żeby zacząć jakimkolwiek sposobem przemieszczać się do przodu, a nie tylko w górę… Po wydostaniu się z kotła, lub bardziej wyczołganiu się z niego, trzymałam nogi – czułam, że to końcówka dość dużej grupy i powtarzałam sobie, że jest dobrze, ale muszę trzymać. Po wyskoku na druga pętlę znalazłam się nagle mocno na prawo w stosunku do grupy, której się wcześniej mocno trzymałam i konkurencję pływacka ukończyłam samotnie… 😩

fot. Jacek Szustakowski

Wyjście z wody i naprawdę mocny dobieg do boksu, zmiana i… jakieś drobne perypetie z pianką. Nie pamiętam jak ją zdjęłam, ale ostatecznie to była tylko krótka chwila zawahania. Już po momencie wskoczyłam na rower i ognia. Przycisnęłam mocno, żeby dojść pierwszą przede mną zawodniczkę, kilkadziesiąt sekund i udało się! Zauważyłam, że dalej były kolejne dwie, szybka decyzja, żeby je wspólnie dogonić. Zrobiłam długą mocną zmianę i mamy je. Resztę pierwszej pętli przejechałyśmy w 4 osobowej grupie. Na początku drugiej pętli kątem oka dostrzegłam, że nadjeżdżają inne Polki. Paulina z Martą nadawały mocne tempo i niemalże ciągnęły za sobą kolejne zawodniczki. Po chwili dogoniły moją grupę i dalej jechałyśmy już razem. Paulina nadal nadawała tempo i doszłyśmy kolejna grupkę przed nami. Było już nas około 12. Ale duża zasadnicza grupa była wciąż przed nami, nie zdołałyśmy już jej dogonić.

fot. Jacek Szustakowski

Druga zmiana wyszła mi zdecydowanie lepiej. Wybiegłam szybko i pomyślałam „nie mam nic do stracenia”. Zaczęłam mocno, okazało się, że trochę zbyt mocno, gdyż po połowie dystansu moje tempo spadło, pojawiły się mocne bóle mięśni, ale cały czas starałam się utrzymać rytm. Na każdej pętli mijałam koleżanki z drużyny. Z każdym razem widok Agi Jerzyk znów walczącej w czołówce na dystansie olimpijskim działał na mnie mobilizująco, wtedy zbierałam się w sobie i przyspieszałam, a przynajmniej tak czułam 😉

fot. Jacek Szustakowski

Aga, ogromny szacunek dla Ciebie i trenera Pawła Barszowskiego za tak wspaniałe przygotowanie! Dziękuję również za opiekę i wspólne treningi podczas obozów w Sierra. Ile mogłam, tyle z siebie wycisnęłam. Niestety po dość trudnym roku i ostatnich miesiącach trudno mi było uwierzyć, że będę biegać bez bólu i będę mogła stanąć do walki z takimi zawodniczkami 😉

Ostatecznie zajęłam 25 miejsce. Czy jestem zadowolona? Taaaaaak 🙂

Sama atmosfera Igrzysk wojskowych niosła i sprawiła, że czułam się wyjątkowo. Tysiące uprawiających różne dyscypliny zawodników z różnych krajów, wszyscy w jednym wielkim kampusie, spotkania podczas posiłków, na treningach… coś wspaniałego! 😃 Niesamowita atmosfera rozwinęła się również w pokoju 303 😃 – ciągłe żarty i heheszki sprawiły, że oczekiwanie na start było zdecydowanie łatwiejsze:) Cieszę się, że mogła bliżej poznać dziewczyny, ale też odnowić stare relacje 😉

Czuję niesamowitą wdzięczność dla Wojska Polskiego za to, że mogłam się znaleźć w tym miejscu w gronie tak wielu wspaniałych sportowców!

Ale dziękuję też Tobie Kaziu! Przyleciałeś! Byłeś tam ze mną! ❤️

Z Chin wróciłam z wieloma przemyśleniami, z wieloma wspaniałymi wspomnieniami i kilkoma zacieśnionymi relacjami z bardzo fajnymi ludźmi:) Łezka się w oku kręci jak w przypadku końca każdego sezonu… choć tym razem chyba szczególnie. Czeka mnie kilka zmian… większych i mniejszych, ale o nich kiedy indziej 😉 Na razie chwila oddechu i już za dnia parę wakacje w Rzymie 🙂