Dzień z życia sportowego małżeństwa – wersja wyjazdowa



Zimę mieliśmy podobno piękną tej wiosny w Polsce. Na szczęście nam udało się z nią minąć, cieszyć się bryzą znad Morza Śródziemnego i relaksować się wśród mandarynkowych sadów w Hiszpanii. Kolejne dni upływają nam na słodkim lenistwie – nie ma to jak życie sportowca!

Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy, postanowiliśmy więc spisać, jak takie beztroskie życie sportowca wygląda – będziemy mieli co wspominać, kiedy wrócimy do Polski. Czyli już wkrótce.

Tak więc, jak to prawdziwi sportowcy, nic nie robimy i generalnie się obijamy. Oczywiście do obijania się podchodzimy bardzo poważnie: zaczynamy już bladym świtem, szczególnie jeśli w planie są 3 treningi.

Poranek według Hani

6:40. Ten, kto wymyślił funkcję budzika w ekspresie do kawy, powinien za swój pomysł dostać Nagrodę Nobla. Nie ma lepszego budzika, niż dźwięk włączającego się ekspresu i docierający do nas kilka minut później zapach kawy.

6:45. Włącza się budzik w telefonie. Budzik w telefonie nie zasługuje na Nobla, chociaż funkcja „drzemka” być może zasługuje na jakąś nagrodę pocieszenia.

6:53. Słyszę Kazikowe „kochaaaanie!”, co znaczy, że już czekają na mnie płatki jaglane na mleku kokosowym i pyszna kawa. Co ja bym zrobiła bez Kazika! 🙂 😘

fot. Filip Zubowski

 

7:10. Szybka toaleta. Podobno są na świecie małżeństwa, w których żona zajmuje rano łazienkę na co najmniej pół godziny. To musi być jakiś mit, podtrzymywany przez mizoginów i seksistów.

7:15. Podział ról musi być, ja sprawdzam co ważnego dzieje się na świecie, a Kazik przygotowuje drugie śniadanie i pakuje wszystko co niezbędne do plecaków.

fot. Filip Zubowski

 

7:20. Zarzucamy plecaki na ramię i ruszamy na basen.

fot. Filip Zubowski

 

Pierwszy trening według Kazika…

7:35. Rozgrzewka na sucho na płycie basenu. Hania zachwyca się wschodem słońca, widocznym przez wielkie basenowe okna. Ja udaję, że jestem równie romantyczny.

7:45. Hania ze smutkiem odnotowuje, że woda nie jest ani o pół stopnia cieplejsza, niż poprzedniego dnia. Jednak trzeba być twardym, nie miętkim!

fot. Filip Zubowski

… cztery do pięciu kilometrów później…

fot. Filip Zubowski

 

9:15. Kończymy trening, rozciąganie pod prysznicem, przebieralnia.

9:30. Wychodzimy z basenu, wsiadamy do naszej srebrnej strzały, robimy po drodze szybkie zakupy w pobliskim supermarkecie na drugie śniadanie, obiad i kolację. I pierwsze śniadanie – Hania chyba w życiu by nie wstała, gdybym nie zrobił jej płatków jaglanych na mleku!

10:00. No, koniec pracy na dzisiaj! Wchodzimy do mieszkanka i razem zaczynamy szykować trzecie śniadanie. Mamy przed sobą cały dzień, więc możemy sobie pozwolić na coś bardziej kreatywnego, ja na przykład robię zwykle coś z jajek. Śniadania robimy na zmianę. W końcu jest równouprawnienie!

10:35. Sprzątamy po trzecim śniadaniu i przypomina nam się, że to nie był koniec pracy na dzisiaj, ale dopiero początek. Hania zwykle szykuje rzeczy na kolejne treningi tego dnia, ja przygotowuję plany dla zawodników, których trenuję.

Drugi trening według Hani

12:00. Wychodzimy na kolejny trening. Najczęściej jest to rower, bo pora sprzyja: pogoda zwykle jest dobra, a w dodatku samochodów jest dość mało, ponieważ ludzie są w pracy. W sumie to zupełnie tak jak my, hello! 😉 Rozgrzewkę jedziemy razem (ja jadę Kazikowi na kole – jest lżej 😉 ), ale później się rozdzielamy i każde realizuje swój plan. W końcu to są inne prędkości i intensywności, Kazik nie wytrzymałby tego co ja! 😉

fot. Filip Zubowski

 

14:30-15:00. Wracamy z treningu. Szybki prysznic i szykujemy obiadek. Dzięki wcześniejszej wizycie w sklepie, nasza lodówka jest zwykle pełna. Wymieniamy się pomysłami na to, co zrobić, wybieramy ten lepszy i robimy – czasem wspólnie, czasem osobno, na zmianę. (Oczywiście to ja mam lepsze pomysły, ale czasami zgadzam się na pomysł Kazika, żeby nie było mu przykro! 😉 )

fot. archiwum własne

 

15:45. Kończymy obiad, szybkie sprzątanko, bo ja lubię porządek, czego nie mogę powiedzieć o Kaziku. On twierdzi że ludzie bystrzy odnajdują się w chaosie i bałaganie 😛 No nie jestem taka pewna 😜

16:00. Wymarzony relaks! I masaż – jedno z nas oddaje się pod opiekę przystojnego masażysty / pięknej masażystki (niepotrzebne skreślić), drugie w tym czasie drzemie lub przygląda się zazdrośnie.

fot. archiwum własne, piękna i skuteczna Recovery Pump podróżuje z nami dzięki firmie WERON

Trzeci trening według Kazika

17:15. Kolejna pobudka. Kawy!

17:25. Kanapa, kawa, motywacyjny kawałek z głośników – będą potrzebne, zaraz zaczynamy trening biegowy.

18:00. Zaczynamy trening biegowy. Podobnie jak z treningiem kolarskim, rozgrzewkę robimy wspólną, a zdania główne oddzielnie. Spotykamy się po zadaniu głównym lub jak już się ściemni – wtedy biegamy tak, bym mógł mieć Hanię na oku. Hania chyba nie lubi sama po ciemku po lasach biegać.

20:00. Kończymy treningi. Wrzucamy odżywkę białkowo-węglowodanową – o tej porze i po wysiłku smakuje jak wykwintne danie w restauracji. Na koniec obowiązkowo ćwiczenia rozciągające, gdybyśmy tego nie zrobili, rano obudzilibyśmy się ze sztywnymi nogami.

20:15. Prysznic. Wreszcie będziemy pachnieć! 😉

20:35. Robimy kolację, najczęściej wspólnie, by było szybciej i raźniej 😉

20:50. Wreszcie kolacja. Jeśli trening był bardzo intensywny, to jemy na kanapie, by móc wyprostować nasze szkity, jeśli trening nie był tak ostry, to jemy jak ludzie, przy stole 😉

21:15. Kończymy kolację i sprzątamy, bo Hania lubi mieć od rana porządek w kuchni. Mi tam bałagan by nie przeszkadzał, bo ludzie bystrzy odnajdują się w chaosie, ale…

21:30. Odpoczywamy i piszemy bloga, hehe 😉 A kiedy mamy trochę czasu dla siebie, oglądamy coś, na spokojnie planujemy kolejny dzień, dzwonimy do znajomych w Polsce. A czasami to Polska dzwoni do nas, mobilizując nas na przykład do napisania czegoś na bloga lub przesyła nam poprawioną wersję tego, co napisaliśmy poprzedniego wieczora. I całe szczęście, bo gdyby nie to, naszym polonistkom z liceum mogłoby zadrżeć serce, widząc nasze niefrasobliwe podejście do ortografii 😉

22:15. Oczy się zamykają od tylu słów drobnym maczkiem. Czas spać. Uff…!

Zakończenie

I tak nam właśnie mija dzień: treningi zaczynamy solidnie przed ósmą rano, kończymy po dwudziestej, w międzyczasie brunch i lunch – zupełnie jak w korpo 😉 Poza tym zwykle w nasz plan dnia wkomponowuje się jeszcze parę osób: inni zawodnicy na treningach czy współlokatorzy. W naszym apartamencie (a właściwie w apartamentach, bo raz na kilka tygodni się przeprowadzamy) prawie przez cały czas mamy współlokatorów. Dzięki temu zagraniczne wyjazdy wychodzą taniej, bo dzielimy się kosztami – a to z podopiecznymi Kazika, a to z innymi zawodnikami. Z jednej strony to fajnie, bo i lżej w portfelu, i jest do kogo gębę otworzyć, ale z drugiej… cóż, czasami nasi współlokatorzy w ramach podziału obowiązków przygotowują posiłki i wtedy Hania nie może odżałować, że omija ją kreatywne danie Kazika! Bez jaj 😉

H + M